Cześć! Mam na imię Beata.

Prywatnie mama Aryanka i żona mojego indyjskiego Prince’a.

Zawodowo współwłaścicielka indyjskiej restauracji Ram Ram Ji w Gdyni i tego miejsca w sieci Mojenawierzchu – miejsca dla kobiet, które chcą wziąć swoje życie we własne ręce.

Skąd się wzięła Beata od Oszczędzania?

Gdybyś mnie spytała choćby 10 lat temu, czy jestem oszczędna, chyba bym wybuchnęła śmiechem. To był ostatni przymiotnik jakim można mnie było opisać. Żyłam ponad stan, rekompensowałam sobie biedne dzieciństwo” wydając na byle co wszystko co zarobiłam. Mimo bardzo dobrych zarobków – byłam kierownikiem regionalnym w dużej firmie odzieżowej – oszczędności jakoś nie rosły.

Ciągle sobie powtarzałam, że kiedyś się za to zabiorę. Ale wiesz, nie ma takiego dnia tygodnia jak KIEDYŚ

Niespodziewany obrót wypadków

oszczędzanie blog mojenawierzchu planowanie posiłków Beata od oszczędzania

Założenie rodziny i dzieci jakoś nie były numerem jeden na mojej liście priorytetów. Aż życie pchnęło mnie w kierunku, w którym nie planowałam iść.

Dostałam propozycję z pracy przejęcia regionu na północy Polski. Czyli po całkiem przeciwnej stronie niż mieszkałam całe życie. Pomyślałam, czemu nie. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy w Skodę Combi i stałam się dziewczyną z nad morza.

Miłość czasem otwiera oczy

Nie przypuszczałam, że całkiem przypadkowo poznam tu chłopaka z Indii. A już na pewno nie wyobrażałam sobie, że wyjdę za niego za mąż i stworzymy rodzinę. Ale “tyle o sobie wiemy ile nas sprawdzono” jak pisze W. Szymborska. Miłość przewróciła mój światopogląd do góry nogami. Nagle zrozumiała co się w życiu naprawdę liczy. Zdecydowanie nie był to kolejny krem z Douglasa.

Wspólne plany na przyszłość ciągle zostawiały posmak goryczy i myśl z tyłu głowy – dlaczego nie zaczęłam się przejmować finansami wcześniej. Tyle rzeczy byłoby o wiele łatwiejszych.

indyjska para, mieszane małżeństwo, ślub polsko indyjski, panna młoda

Czasem warto włączyć pauzę

Ciąża pozwoliła mi na moment zatrzymać się w tej gonitwie, w której brałam udział przez lata. Dzięki temu mogłam spojrzeć na swoje życie z troszkę innej perspektywy.

Moje priorytety uległy przewartościowaniu, bo teraz nie odpowiadałam tylko za siebie, ale było nas już troje. Wizja powrotu do ogromnie wymagającej, mało elastycznej pracy wydawała mi się koszmarem.Ale no przecież zarabiałam tak dobrze i ta stała wypłata, co miesiąc na konto wydawała się jak kotwica. Zwłaszcza, że mimo wysokich zarobków niewiele odkładałam.

Lepiej zacząć późno niż później

Jestem jednak takim typem, który po pierwsze nigdy się nie poddaje, po drugie nie boi się ryzyka. Zrozumiałam, że jeśli nic nie zrobię, to nic się nie zmieni. Wreszcie postanowiłam zacząć działać, żeby najzwyczajniej w świecie dać nam szansę na życie na naszych warunkach.

Zaczęłam szukać sposobów na redukcję wydatków. Testowałam coraz to nowe sposoby i pomysły. Oj na pewno nie można powiedzieć, że szło mi gładko. W końcu z królowej wydawania do królowej oszczędzania droga jest długa i wyboista.

Światełko w tunelu

Powoli, małymi kroczkami zaczęłam wreszcie panować nad swoimi pieniędzmi. Konto oszczędnościowe zaczęło służyć wreszcie do oszczędzania, a nie do łatania comiesięcznej dziury w budżecie. Spłaciliśmy większość zobowiązań i przygotowywaliśmy się na nową życiową rolę – bycia rodzicami. Nadal jednak wizja rezygnacji z etatu wydawała się nieosiągalna.

Życie pisze swoje scenariusze

Mój mąż od zawsze marzył o własnej restauracji. Los chciał, że trafiła nam się możliwość jego spełnienia. Policzyliśmy wszystko dokładnie i postanowiliśmy zaryzykować.  

Plany planami, a rzeczywistość jednak czasem wygląda trochę czarniej. Prowadzenie raczkującego biznesu z niemowlakiem na pokładzie wymaga nie lada wysiłku. Restauracja się rozwijała, ale nakład niezbędnej pracy jakoś nie zostawiał miejsca na zbyt wiele. Dlatego termin mojego powrotu do pracy wydawał mi się ogromnie przytłaczający. W głębi duszy marzyłam, żeby ktoś podjął za mnie tą decyzje. Bo jednak wizja braku kotwicy w postaci comiesięcznej wypłaty przerażała.

Zrobiłam jednak wstępny zarys takiej opcji. Zawsze lubię mieć jednak plan B.

Pierwszy budżet minimum

Moje ogarnianie finansów przeszło już na wyższy poziom, dzięki czemu policzyliśmy nasz pierwszy budżet minimum. To taki budżet, w którym jest tylko to co musi być. Żadnych ekstrawagancji, tylko niezbędne wydatki. Po jego policzeniu okazało się, że sporo kosztów możemy bez żalu redukować. Kwota niezbędna do przeżycia miesiąca na oczekiwanym przez nas poziomie też wyglądała całkiem realistycznie.

Jedna porządnie wypełniona tabela zmieniła nieosiągalne marzenie, w realny, możliwy do osiągnięci cel.

Uważaj czego sobie życzysz…

Wprowadzanie planu ułatwiło nam znów życie. Na szczęście mój ówczesny szef pomógł mi szybko zdecydować, czy faktycznie wracam na etat.

Okazało się, że warunki powrotu są tak niekorzystne, że absolutnie nie mogę się na nie zgodzić. Moja rodzina i restauracja, w którą zainwestowaliśmy stała się jednak priorytetem. Po 13 latach pracy w jednej firmie przyszedł czas na zmiany. Znając jednak nasz budżet minimum wiedziałam, że muszę wynegocjować bardzo korzystne warunki odejścia.

9 miesięcy z jednej, niepewnej wypłaty

Mając warunki odejścia wróciłam do domu i każdą złotówkę zaplanowałam z ogromną uwagą. Okazało się, że taki budżet owszem jest ciasny, ale daje nam wreszcie wolność.

Celem było przeżycie z trzymiesięcznej odprawy najbliższych 9 miesięcy. Brzmi odważnie? To nie wszystko, w rachunkach ustaliliśmy tylko minimalny przychód z restauracji, bo rozwijając biznes inwestycje były konieczne.

9 miesięcy próby

Dziewięć trudnych miesięcy, bez fancy wakacji, bez romantycznych kolacji na mieście co tydzień i bez nieprzemyślanych zakupów. Ale też miesięcy, w których możemy pracować nad własnymi biznesami, w których nasz syn ma rodziców, gdy ich potrzebuje.

Miesięcy, w których zrozumiałam jak wiele rzeczy kupowałam, bo przeglądałam się w oczach innych, zamiast kierować się własnymi potrzebami. 

Ale nie samym zaciskaniem pasa człowiek żyje

Na końcu tego czasu był bardzo konkretny cel do osiągnięcia. Bo z każdym dniem, nie tylko stawałam się lepsza w ogarnianiu finansów, ale też czułam się coraz bardziej wolna i silna.

Dziwne przekonany w głowie, blokady i strach znikał z każdym dniem, w którym nie bałam się sprawdzić stanu konta. Zrozumiałam wreszcie swoje prawdziwe potrzeby. Zaczęłam kupować rzeczy, które mi służą, a nie służą zbieraniu kurzu.

Nagle okazało się, że rozsądne wydawanie i trzymanie steru swojego życia silną ręką daje mi więcej frajdy niż kolejny ciuch, czy krem za miliony. Przestałam się bać, że coś tracę. Zaczęłam dostrzegać ile zyskałam.

Czas puścić światełko w świat

Przez te miesiące bez wypłaty bynajmniej nie próżnowałam. Zaczęłam dzielić się swoją wiedzom z innymi kobietami w podobnej sytuacji. Które wreszcie poczuły, że mają dość płynięcia z nurtem. Społeczność zaczęła się rozrastać. Powstała potrzeba stworzenia narzędzi, które będą mogły pomóc nie kilku, ale kilku tysiącom kobiet.

Wstawałam więc o 5 zanim Aryanek się obudził, siedziałam do 23 jak już poszedł spać. Tworzyć posty, wpisy na bloga, aż wreszcie przyszedł czas na pierwszy poradniki.

Plan był taki, że jeśli przez te 9 miesięcy nie uda mi się „mieć wypłaty”, którą będę mogła zastąpić mój udział w budżecie minimum naszej rodziny, to rozsyłam CV. Deadliny są mocno motywujące, bo wiesz nie ma takiego dnia jak „kiedyś”. Ja patrzyłam w kalendarz i przypominałam sobie, że zegar tyka, dlatego wstawanie o 5 po średnio przespanej nocy, wydawało mi się całkiem fajne. 

Narodziny mojenawierzchu.pl

Przyszedł czas na kolejny skok na główkę. Dnia 2 lipca 2020 roku zarejestrowałam działalność gospodarczą i Mojenawierzchu stało się realne, a nie tylko „zabawą w insta”.

Pierwsze mega pozytywne opinie o eBooku „Mrożę, nie marnuję” zaczęły spływać od czytelniczek. Wkrótce coraz więcej dziewczyn chciało wiedzieć, jak policzyć budżet minimum i złapać ster.

Zorganizowałam więc darmowe wyzwanie, w którym brało udział ponad 400 kobiet. Ich sukcesy i podobne rezultaty jak moje, utwierdziły mnie w przekonaniu, że to jest system który działa. 

Kolejne poradniki i kursy są zawsze odpowiedzią na potrzeby społeczności. I nie tylko pozwalają mi współdzielić budżet naszej rodziny, ale przede wszystkim realizują moją misję – by każda kobieta na tym świecie miała zawsze pod nogami twardy grunt. By nie bała się podejmować decyzji najlepszych dla niej. By czułą się bezpiecznie nawet jak związek się poplącze, straci pracę, albo zdecyduje, że chce zostać w domu dłużej z dzieckiem. Moje i Twoje zawsze może być na wierzchu, tylko nie trzeba odkładać decyzji o zmianie na “KIEDYŚ”.

Podziel się ze mną swoją historią!

Uff ale się rozgadałam! Taka moja gadatliwa natura. Ale uwielbiam też słuchać. Dlatego nie wahaj się i podziel się ze mną swoją historią. Jesteś na początku drogi – napisz co Cię wreszcie zmotywowało, żeby zacząć działać? A może masz swoją historię sukcesu? Uwielbiam ich słuchać. Możesz zostawić komentarz lub napisać mi maila klikając poniżej.